Są może i agresywne, szarpane, dynamiczne, ale jednocześnie NIEDBAŁE, NIEWYRAŹNE.
To najsłabszy punkt "QUANTUM OF SOLACE"
Tęskno się zrobiło za precyzją PHILA MEHEUX, autora:
"GOLDENEYE"
"CASINO ROYALE"
Roberto Schaefer chciał być raczej jak OLIVER WOOD (autor zdjęć do trylogii BOURNE'A"), ale nie wyszło.
To co jest siłą BOURNE'A, okazało się słabością BONDA.
Trudno.
Z perspektywy czasu stwierdzam, że zdecydowanie.
Byłem zbyt surowy.
Jest wiele w tym filmie scen skomponowanych cudownie, choćby scena w operze, gdy Bond po raz pierwszy natyka się w holu na Greene'a, albo "spacer" na boso przez pustynię, bijatyka na dzwonnicy...
No, w porównaniu z tym, co przyszło po "Quantum", okazał się więcej niż lepszy!
"Syfol", "Spektr" i "Nie czas" to filmy arachaiczne, apatyczne, konserwatywne, imperialne i na sam koniec nie dające żadnej przyjemności z obcowania z nimi. To niemalże nekrofilia, zejście do katakumb, wieki ciemne.
"Quantum" jawi się przy nich jako nowoczesne, witalne, brawurowe kino bez hamulców. "Casino" i "Quantum" wprowadziły 007 do XXI wieku, następne filmy go z niego wyprowadziły do średniowiecza. Masakra, jakich spustoszeń dokonali Sam Mendes i John Logan po takich zasługach Martina Campbella, Paula Haggisa i Marca Forstera. Było nie było, zrobili wreszcie filmy bieżące, na palące tematy, tu i teraz (zwłaszcza wątek boliwijski - majstersztyk). Pozostaje tęsknić. Filmy Mendesa dzieją się przecież wszędzie i nigdzie, i równie dobrze mogłyby być umiejscowione w latach 60.
Przyznam, że oceniam te filmy jako akcyjniaki. Wątek boliwijski rzeczywiście niesztampowy, ale to wszystko ginie gdy brak tempa i angażujących bohaterów( główny zły i dziewczyna Bonda). Casino Royale było dobrym akcyjniakiem, miało dobrze zbalansowane sceny akcji i te "spokojniejsze" i miało ciekawych bohaterów. Od Quantum of Solace po bombastycznym otwarciu odbiłem się jak od ściany. Jak dla mnie napięcie spadło do zera.
Brak tempa? To chyba najszybszy film w serii! Wiele można mu zarzucić, ale akurat nie to. Energia tego filmu, kinetycyzm poszczególnych sekwencji jest w prost odurzający. Przypomina się "SPEED" Jana De Bonta.
Fakt że oceniam film który oglądałem dawno ale cóż ja mam swoje zdanie ty masz swoje :) Raczej nie chcę powtarzać tego seansu :)