Do momentu, kiedy na ekranie pojawił się spersonifikowany strach pod postacią czarnych macek (jezu, jaki kretyn mógł wpaść na coś tak okropnego?), film był dobry, ciekawy i de facto nie nudził. Potem im bliżej końca tym robiło się coraz żałośniej, a szkoda, bo był potencjał. Nie odradzam, ale nastawcie się na żenujące efekty specjalne i momentami nielogiczność fabuły. Naciągana czwóra jak guma w majtkach.
Edit:
Jednak po dłuższym namyśle uważam, że fabuła ma zbyt dużo dziur i stąd uważam, że "Fear Clinic" zasługuje na co najwyżej tróję.
SPOJLER
Dlaczego np. doktor wywołał halucynacje związane z wydarzeniem w restauracji skoro każde z nich miało fobie kompletnie niezwiązane z tym zdarzeniem? Albo dlaczego na końcu Sara obsługuje całą tę komorę, skoro od początku wszyscy powtarzali, że tylko Andover potrafi z niej skorzystać? I co w ogóle się ostatecznie stało z tymi, którzy wpadli w tę pętle strachu?
KONIEC SPOJLER