(nawet dziś) , pretendować mógłby do Oskara i to w kilku kategoriach. Nie nakręcono żadnego filmu kostiumowego, czy historycznego, który swoja treścią, obrazem, klimatem zrozumiałby widz w każdym zakątku świata. Wystawianie do najważniejszej nagrody filmowej "Potopu" czy "Pana Tadeusza", świadczyło o absurdalności myślenia członków Polskiego Komitetu Kinematografii. Przyznam, że z wielką satysfakcją oglądam ten film, którego sceny do dziś wykorzystują telewizje świata przy ilustracji fabularyzowanych projektów z historii starożytnego Egiptu. No i ta Kama :)
"Potop" w niczym nie ustępuje "Faraonowi". I bez przesady, że żadnych tak dobrych filmów nie było. "Noce i dnie", "Lalka" w reżyserii Ryszarda Bera, "Lawa", "Ziemia obiecana" i wiele innych.
"Faraon" jest naprawdę genialny. Naprawdę bardzo lubię go oglądać, ale polska kinematografia może się poszczycić jeszcze wieloma równie dobrymi filmami.
Podobało mi się jeszcze jedno: z widza nie robi się idioty, któremu wszystko trzeba wyklarować i podać na tacy. W zasadzie w filmie jest więcej niedopowiedzeń niż "dopowiedzeń":)
"Potop" ustępuje "Faraonowi", bo Prus był mądrzejszy od Sienkiewicza, w "Lalce" wg Bera Braunek gra jak idiotka, jakby nie rozumiała wypowiadanych przez siebie kwestii, a "Lawy" to chyba na świecie nie zrozumieją.
Niekoniecznie "był mądrzejszy", tego nie możemy wiedzieć, ale dzieła Prusa są po prostu lepsze niż Sienkiewicza, choć subiektywne odczucia mogą być różne.
Są różne:) To byli, moim zdaniem, całkiem różni pisarze. Poruszali inną tematykę, inne problemy.
Nie mogę się zgodzić. Prus w swoich dziełach filozofował, dokonywał obserwacji, analizował ludzi. Książki Sienkiewicza są banalne, przyjemne, ale bez wartości.
Na pewno tak zrobię, może Heniek jeszcze mnie czymś zaskoczy, bo póki co nie mogę znaleźć uznania dla jego twórczości.
napisałeś, że "Prus w swoich dziełach filozofował, dokonywał obserwacji, analizował ludzi" dokładnie to samo Heniek zrobił i to wyjątkowo dobrze w "Bez dogmatu" więc powinien Cie zaskoczyć. też nie jestem fanem jego dzieł ale to mi się wyjątkowo podobało.
Bez dogmatu to jedyna współczesna powieść Sienkiewicza, która nie jest mdła (Rodzina Połanieckich to coś ala Mniszkówna). Prus natomiast był znakomitym felietonistą, interesował się wszystkim dookoła, pozytywista totalny, od spraw społecznych, przez politykę do nauk ścisłych. I to widać w Lalce....Sprawdził się także w powieści historycznej. Natomiast Sienkiewicz, no cóż..... pojechał do Afryki i martwił się tym, żeby Nel nie ubrudziła się od Murzyna, a taki Conrad w tym samym czasie zobaczył tam Jądro ciemności.... Prus to gigant.
"Potop" ustępuje "Faraonowi", bo Prus był mądrzejszy od Sienkiewicza
Za to zdanie już cie kocham.
"Potop" to porządne kino rozrywkowe, wielkie widowisko. "Faraon" został zrobiony wbrew prawom widowiska - niespieszny, chłodny, psychologiczny. Zupełnie różne kino i zupełnie inna literatura.
Ale "Ziemia obiecana" to świetny przykład, film zagrany po "amerykańsku", bardzo energicznie i plastycznie, do tego historia od pucybuta do milionera. Mam jednak wątpliwości, czy potrzebujemy filmów amerykańskich. Sukces kina nieanglojęzycznego może być tylko sukcesem w obrębie Eurazji. Kino anglojęzyczne może się przebić w USA, przy czym hitami pozostają tam w zasadzie tylko koprodukcje amerykańskie.
Jeżeli natomiast szukamy sukcesu artystycznego, to Nagroda Akademii jest fatalnym miernikiem. Oscary przyznaje bardzo szerokie grono złożone z różnego sortu ludzi kina, które nawet nie musi oglądać kandydatów. Znacznie ciekawsze są nagrody europejskie i dla każdego zainteresowanego kinem artystycznym od wielu lat większe emocje budzą nagrody w Cannes, Wenecji, Berlinie. Tam jury ogląda filmy podczas specjalnych pokazów, a rywalizacja toczy się między bardziej wymagającymi obrazami.
Konkurencja "Artysty", "Melancholii" i "Drzewa życia" to zderzenie bardzo zróżnicowanych i odważnych obrazów, w przeciwieństwie do świetnie zrealizowanych, ale wtórnych "Jak zostać królem", "Czarnego łabędzia" i "The Social Network" (który nota bene uwielbiam). W tym roku niezwykle mocna jest Wenecja: "Szpieg", "Rzeź", "Wstyd", "Niebezpieczna metoda". Znacznie bardziej prestiżowe dla polskiego obrazu byłoby znalezienie się w takim towarzystwie (w którym reprezentant Polski zresztą jest obecny - "Rzeź" to najnowszy film Polańskiego).
Potop nie nadaje się do Oscara nie dlatego, że jest słaby, tylko dlatego że nie jest uniwersalny, wydaje mi się, że o to chodziło autorowi wątku.
To po co się tu pętasz? Ja też mam nagranego "Gladiatora", "Troję" czy "Spartakusa". Ale żadnego z tych filmów nie obejrzałem nawet 3 razy, a "Faraona" obejrzałem ponad 30 razy, a może nawet więcej :). Nie wiem ile masz lat, ale może kiedyś dorośniesz do tego filmu. A jeśli nie, to może i lepiej.
Faraon jest genialny, a Gladiator zaledwie przeciętny. Dlatego właśnie Gladiator ci się podoba a na Faraonie zasypiasz. Nie można rzucać pereł przed wieprze. Faraon jest perłą a ty...no cóż.
w 100% się zgadzam z tym co piszesz, niestety mało kto w polszy rozumie te różnice pomiędzy filmem uniwersalnym a skierowanym jedynie do krajowego odbiorcy.
Akademia nominowała dotąd do Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny następujące filmy polskie:
1963: Nóż w wodzie
1965: Faraon
1974: Potop
1975: Ziemia obiecana
1976: Noce i dnie
1979: Panny z Wilka
1981: Człowiek z żelaza
2007: Katyń
2011: W ciemności
Co prawda uważa się, że takie zauważenie filmu przez Akademię - już jest samo w sobie znaczącym wyróżnieniem. Ale naturalnie, lepiej byłoby dostać tego właściwego Oscara, nie jedynie nominację doń.
Oczywiście, rzeczą sporną pozostaje czy wszystkie wymienione tytuły polskie reprezentują wyrównany i wysoki poziom.
Nasi "sąsiedzi" z Europy Środkowej i Wschodniej czasami nagrodę zdobywali (Oscara, nie li-tylko nominację):
1965: Sklep przy głównej ulicy, Czechosłowacja
1967: Pociągi pod specjalnym nadzorem, Czechosłowacja
1968: Wojna i pokój, ZSRR
1975: Dersu Uzała, ZSRR
1980: Moskwa nie wierzy łzom, ZSRR
1981: Mefisto, Węgry
1994: Spaleni słońcem, Rosja
1996: Kola, Rep. Czeska
2001: Ziemia niczyja, Bośnia i Hercegowina
PS Niestety, nawet zdobycie Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego nie otwiera dla danego filmu amerykańskiego rynku masowego; film będzie oglądany co najwyżej przez studentów filmoznawstwa w campusach uniwersyteckich. Jeśli reżyser potrafi mówić po angielsku, to z pewnością otrzyma on jakieś propozycje i jest to osobista szansa dla niego...
Zgadzam się z tym, że "Faraon" posiada niezwykły klimat i jest jedynym w swym rodzaju filmem kostiumowym bo odwołującym się do treści starożytnych, za taki ciężko jest uznać nasze "Quo Vadis". Mimo iż sam jestem fanem tego filmu nie uważam, że prócz tego filmu nie powstawały przed i po inne wspaniałe kostiumowe, za to o nieco lżejszej treści. Bo "Faraon" z pewnością może być określonym filmem dla widzów wytrwałych bo jest trochę ciężki w odbiorze. I na tym polega różnica między takimi "Krzyżakami", które będąc lżejsze w przekazie naśladują bardziej widowiska amerykańskie a "Faraonem nawiązującym bardziej do stonowanych a czasami wręcz ciężkich wzorców brytyjskich. Ogólnie uważam jednak "Faraona" za arcydzieło, idealny przykład starej, polskiej produkcji o starożytności, szkoda że nie było kiedyś takich więcej. A co do kobiet bardziej niż na Kamę ja bym zwrócił uwagę na Sarę.
Obejrzałem przed chwilą jednym tchem ani razu nie zasypiając.Kawalerowicz stworzył film wciągający niczym fabuła thrilera. Napewno jest to zasługa samej powieści (książki Prusa moim zdaniem łatwiej przełożyć na język filmu niż książki Sienkiewicza)Aktorstwo na najwyższym poziomie, wszyscy zagrali dobrze , najlepszy według mnie był Herhor, widać kto pociągał za sznurki władzy.Jeśli dziś mieli by ekranizować Faraona to napewno nie udało by im się ukazać tego klimatu.(przykład Quo Vadis Kawalerowicza).Nie mieliby aktorów którzy by dorównali aktorstwu z tamtych lat.
Faron jest niewątpliwie filmem dobrym. Jak na filmy polskie ma dobrą fabułę, aktorów, scenografie.
Dlatego zasługuję na ocenę 7/10.
Jedynie rozbity na serial Egipcjanin Sinuhe byłby w stanie pokonać go w tematyce Egipskiej.
szczerze to gdybym nie przeczytał książki to z filmu nic bym nie zrozumiał - jest tak obcięty ,że reżyser powinien się aż wstydzić wypuszczać taki lichy okruch naprawdę wielkiego dzieła B.P. Mało tego iz film zawiera zaledwie 30% watku ksiązki to na dodatek jest pomieszany - sceny pozniejsze sa na samym początku filmu , ogromną ilość wydarzeń bardzo istotnych pominięto - jakbym miał oceniać w skali ocen szkolnych dostałby 2+ - dziekuje , dowidzenia
no też się trochę rozczarowałem pominięciem ważnych wątków jak chociażby okrojenie sceny z Beroesem do samej gadki z kapłanami. to jak się tam dostał było bardzo "filmowe". od samego początku gdy leżał w knajpie fenickiej i zajadał daktyle do pełnego pseudo mistycyzmu dojścia do świątyni. film powinien być ciekawy a tu został z najciekawszych scen okrojony. też bym nie zrozumiał niektórych scen gdybym nie znał książki.